W długi sierpniowy weekend wybrałem się z moim dobrym ziomkiem Adamem w Pieniny. Konkretnie rejon Trzech Koron.
Podróż rozpoczęliśmy na Dworcu Centralnym w Warszawie. Oczywiście z 45 minutowym opóźnieniem pociągu. Jakże by inaczej. Wbiliśmy do pociągu, znaleźliśmy swoje miejsca (trzeba było grzecznie wygonić dwóch typów) i usiedliśmy. Przedział, osiem osób i powoli zaczyna brakować powietrza...każdy oddycha. Jak na złość trafiliśmy starsze małżeństwo. Każda próba otwarcia szerzej okna kończyła się robieniem przez panią surykatki. Jak ktoś nie wie to patrz rysunek niżej.
Dojeżdżamy do Krakowa i przedział się wyludnia. Zostajemy z dwójką pasażerów...boże powietrze. Wysiadamy w Nowym Sączu i czekamy na autobusik do Krościenka nad Dunajcem. Słońce grzeje a gadka staje się coraz bardziej abstrakcyjna. Przyjeżdża busik, wsiadamy. Godzina jazdy i jesteśmy w Krościenku. Szybka zmiana obuwia i wchodzimy na szlak.
Niecałe 10 km z plecakiem a mam wrażenie jakbym przeszedł 30 km. No, ale warto było. Szczególnie dla samego Sarisa Tmavego. Kurrrrwa...jakie to było dobre. Trzy korony zaliczone, niestety na zamek nas nie wpuścili bo zawalił się strop. Lipa. Wieczorem zjadamy po pizzy i kosztujemy regionalnych specjałów. Wszystkie piwa z Grybowa smakują jak rzygi lub woda po szmacie. Szkoda słów. Po 20 idziemy spać jak dzieci.
Wstajemy rano, szybkie śniadanko, jeden odcinek Trudnych Spraw i dalej w drogę. Dziś strona Słowacka. W drogę.
NASI TU BYLI
Trzeci dzień to wycieczka szlakiem do Czorsztyna i zwiedzanie zamku. Następnie przeprawa do Niedzicy, krótki postój w Karczmie Zadyma na piwo i zupę, i powrót do Sromów Niskich wzdłuż Dunajca.
Ostatni dzień to podróż do Szczawnicy (nie rozumiem parcia na to miasteczko) a stamtąd do Nowego Sącza i autobusem do Warszawy. W podróży powrotnej mieliśmy oczywiście małą przygodę...kierowca zgubił jakąś klapę z dachu i pobiegł jej szukać. Kolejne opóźnienie około 30 minut.
W całej podróży najgorsze było spotykanie Grażyn i Januszy na szlakach. Momentami aż miałem ochotę zajebać, może by się nauczyli. To jak już jestem przy narzekaniu to bym chciał po szkalować czapkę firmy Helikon. Trzy dni w górach i jakoś dziwnie się odbarwiła. Słyszałem niepochlebne słowa o ich spodniach, ale po czapce się tego nie spodziewałem. Nigdy więcej firmy Helikon i ich produktów. To teraz po propsuję. Firma Hi-Tec. Buty spisały się bez zarzuty, podobnie jak plecak. Czasami nie miałem przyczepności, ale to tylko i wyłącznie z powodu błota i trawy. Dobrze amortyzowały kamyczki, nie obcierały i nie przemakały. Coraz bardziej przekonujecie mnie do swoich wyrobów.
Schodząc już do Szczawnicy pomogliśmy pewnym Paniom w potrzebie. Tylna przerzutka zawinęła się pod tylną zębatkę. Serio nie mam pojęcia jak dziewczyna to zrobiła. Rower nie nadawał się już do jazdy, ale przynajmniej mogła go odstawić do miasteczka i wziąć drugi. Bądźcie zawsze przygotowani na wszystko. Multitoole ułatwiają życie.
Na sam koniec akcent muzyczny...ten kawałek nuciliśmy gdy tak sobie łaziliśmy. I gdy ona czule szepcze "nie tak szybko"...beczka. Obczaicie jakie oldchoolowe radio niesie na plecach! Adam wiem, że odpalisz. Pjona!!!
Komentarze
Prześlij komentarz