Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Old Ale Pinta vs Birbant

Browar Pinta wypuścił w listopadzie Old Ale i od razu wiedziałem, że muszę go skosztować. Jestem wielkim fanem tego stylu i nie było opcji odpuszczenia. Nie będę się tutaj jakoś bardzo rozpisywał o samym stylu ( gdyby ktoś chciał zgłębiać to niech kliknie w link ), napiszę tylko takie podstawowe informacje. Ekstrakt od 14 do 22, alkohol 6% - 9 %, goryczka od 30 do 60...podobno. Dobra, zaczynajmy ten pojedynek. Browar Pinta - Old Ale  Ekstrakt: 22 BLG ; alko 9,3% obj. W aromacie udało mi się wyniuchać karmel, toffi, troszeczkę alkoholu, melasa. Smak to duża toffi, orzechy i melasa. Troszeczkę rumu, mocno słodowe. Alkohol zgrabnie ukryty. Jest też taki drewniany posmak. Gdzieś tam w tle suszone owoce. Goryczka jest tępa i strasznie natarczywa na finiszu. Przykrywa wszystko. Kolor bardzo ładny, ciemnobrązowy. Piana słabiutka, zostawia pierścień. Brakuje tu balansu tak na dłuższą metę. Browar Pinta - Old Ale  Ekstrakt: 19,1 BLG ; alko 7,4% obj.

On TAPe vol. 16

Myrkur - Mareridt Nostalgiczna black meta z przejmującym wokalem. Dobre linie melodyczne z przedziwnymi dźwiękami (podejrzewam, że są to jakieś stare, skandynawskie instrumenty). Ocena płyty: Poziom ostrości: Paradise Lost - Medusa Niech Bóg ma w opiece wasze przyciski PLAY. Będziecie ją katować niemiłosiernie. Gęsto, suto, oleiście. No i do tego ten wykurwisty wokal. Momentami aż człowiek ma wrażenie, że wokalisto go opluł. Ocena płyty: Poziom ostrości: Igorrr - Savage Sinusoid Płyta paranoja. Pojebana bardziej niż kobieta w czasie okresu (BTW nie każda). Metal, groteska, breakcore.  Ocena płyty: Poziom ostrości: Trappade Under Ice - Heatwave Ostre pierdolnięcie a la Irma w Dominikanę. Nikt się nie uratuje. Ocena płyty: Poziom ostrości: Dead Cross - Dead Cross Mike Patton i Dave Lombardo. To powinno wystarczyć. Plus jest ciężko, surowo i straszno. Ocena płyty: Poziom ostrości:

Belfegor

- No chodź zemną na koncert! No chodź! - Nie, daj mi spokój. Nie lubię death metalu!!! - No chodź. Nie bądź cipa! To tylko koncert. Odstoisz swoje, a potem wrócimy razem do domu! Dzisiaj środa, a co zazwyczaj mówisz o środzie?. No i mam już bilety, więc nie musisz wydawać kasy. - kusiła dalej Andżela. - Środa dzień loda. Tak mówię!!! - odpowiedział jej pobudzony Max. - Tylko ubierz się jakoś rozsądnie, żebym nie musiała się za ciebie wstydzić cipko! Masz 30 minut! - Looozik, coś tam ogarnę. [JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ] - Ja pierdole...co ty żeś założył? To jest koncert metalowy, a nie filharmonia. Zdejmuj koszulę i załóż jakiś t-szirt. No i te spodnie. Dżinsy, dżinsy!!! Chuj, tych czarnych pantofli to nikt nie zauważy! - skwitowała Andżela. - Chuj, idę się przebrać! [PIĘĆ MINUT PÓŹNIEJ] - No, teraz to jakoś wyglądasz. Zbieraj graty i idziemy. Przez te twoje przebieranki możemy nie zdążyć. - Tak, jak zwykle...moja wina. - zamruczał pod nosem Max. - A jak nazywa s

Killińskiego...

To był normalny, pochmurny dzień w Łodzi. Nic nie zapowiadało tego, co miało nadejść. Od rana delikatnie mżyło, a niebo spowijały ciemne chmury przypominające stoki gór. Detektyw Trzon i jego partner Ostrowski siedzieli w swojej Maździe MX3 i jedli drugie śniadanie. Trzon jak zwykle konsumował jajka z grahamkami, a Ostrowski jakiś junk food. Dziś padło na pomyje z KFC. Ostrowski jak to miał w zwyczaju podczas jedzenia uświnił się cały i mlaskał. Trzon jak zwykle miał tego po dziurki w swoim owłosionym nosie i chciał mu zwrócić uwagę, ale rozproszyło go wezwanie z centrali. - 404 do 67! 404 do 67! Zgłoś! - Tu 67! Zgłaszam! - odpowiedział pobudzony Trzon. - Morderstwo w śródmieściu! Adres wysyłam na komórkę! - wyszczekała centrala. - Rodżer! Jedziemy! - odpowiedział detektyw. - Kurwa, Ostrowski ogarnij się świnio i wrzuć koguta na dach! Jedziemy!-rzekł. Zanim dojechali na miejsce to zaczęło padać. Trzon specjalnie zatrzymał się przy kałuży po stronie kolegi, wiedział

Munch...geniusz śmierci

Każdy chyba kojarzy „Krzyk” Edwarda Muncha. To takie dzieło którego nie trzeba przedstawiać. A jak jest z samym Munchem? Interesowaliście się się nim kiedyś? Nie? To żałujcie, bo miał bardzo ciekawe życie.  Steffen Kverneland w swoim komiksie przybliża jego życie ze szczegółami, ale nie tylko. Jest też dużo o jego twórczości.  Dodam jeszcze, ze jest jego rodakiem. Jako źródeł używał tylko informacji pochodzących od Muncha lub jego przyjaciół.  Narracja jest typowa dla komiksu…obrazki uzupełnione o tekst. Czasami wplata w nią swoje dialogi ze znajomym, z którym to podróżuje tropem artysty. Najmocniejszą stroną komiksu jest jego szata graficzna. Podobnie jak Munch, operuje różnymi stylami, co możecie zaobserwować  na zdjęciach. Tak jakby rozgraniczał sceny z jego życia. Coś pięknego. Pokazuje to tylko jego wielki talent.   Po przeczytaniu całości można sobie zdać sprawę, że nie jest to komiks tylko o Munchu, ale również artystycznej bohemy 19 i 20 wieku.  Po lek

On TAPe vol. 15

Atriarch - Dead As Truth Myślami człowiek lądował w szpitalu psychiatrycznym, gdzie obłąkany doktor ciął ciało bardzo powoli. I taka właśnie jest ta płyta. Mroczno, ciemno, pełno bólu i cierpienia. Idealne wydawnictwo na szarą pogodę za oknem. Ocena płyty: Poziom ostrości: Dawn Of Disease - Ascension Gate Czwarty album niemieckiej grupy ujrzał światło dzienne 11 sierpnia tego roku. Wokalistą zespołu jest Tomasz Wiśniewski, na co dzień szef Apostasy Records. Płyta jest momentami jednostajna, na tak zwane to samo kopyto, ale wpadająca w ucho. Ma w sobie to coś. Jest mocno gitarowo, z oszalałą perkusją i szatańskim wokalem. Gdzieniegdzie wplata się też coś spokojnego...ale tylko na krótko. Hail Szatan!!! Ocena płyty: Poziom ostrości: Dying Fetus - Wrong One to Fuck With Dying Fetus to kapela w stylu "albo ją kochasz, albo nienawidzisz". Ja oczywiście zaliczam się do tych pierwszych. Mix death metalu, grindu i hardcore`u to chyba naj

Pieniny, Sromy Niskie i Wysokie

  W długi sierpniowy weekend wybrałem się z moim dobrym ziomkiem Adamem w Pieniny. Konkretnie rejon Trzech Koron.  Podróż rozpoczęliśmy na Dworcu Centralnym w Warszawie. Oczywiście z 45 minutowym opóźnieniem pociągu. Jakże by inaczej. Wbiliśmy do pociągu, znaleźliśmy swoje miejsca (trzeba było grzecznie wygonić dwóch typów) i usiedliśmy. Przedział, osiem osób i powoli zaczyna brakować powietrza...każdy oddycha. Jak na złość trafiliśmy starsze małżeństwo. Każda próba otwarcia szerzej okna kończyła się robieniem przez panią surykatki. Jak ktoś nie wie to patrz rysunek niżej.   Dojeżdżamy do Krakowa i przedział się wyludnia. Zostajemy z dwójką pasażerów...boże powietrze. Wysiadamy w Nowym Sączu i czekamy na autobusik do Krościenka nad Dunajcem. Słońce grzeje a gadka staje się coraz bardziej abstrakcyjna. Przyjeżdża busik, wsiadamy. Godzina jazdy i jesteśmy w Krościenku. Szybka zmiana obuwia i wchodzimy na szlak.    Niecałe 10 km z plecakiem a mam wrażenie jakbym przeszedł 3