Na pierwszy ogień poszedł Cup Cake. Miał być to rasowy Amerykanin. Wyszło bardziej w stylu Black Sabbath. Wszyscy myślą, że są ze Stanów, a tak naprawdę to nie ;) . Innymi słowy dupa, bo Hameryki brak. Piana jest średnia, drobne oczka, ale pozostaje na tafli do końca. Kolor bursztynowy. Aromat jest słodki. Lekki karmel, słody i lody ciasteczkowe. Do tego dochodzą estry i alkohol. W smaku jest taka średniawka. Jabłuszko, wata cukrowa, lekka śliwka, karmel. Piwo jest kwaskowate. Najbardziej razi ta mocna łodygowa goryczka i alkohol. Alko grzeje i gryzie. Ciało dobre, gęste. Śmiem rzec, że to piwo jest bardziej Belgian niż American.
Na drugi ogień poszedł Wine Cake. Słyszałem o tym piwie wiele dobrego i miała nadzieję, że się nie zawiodę. Podobno taki cichy, Polski sztos. Muszę sobie ogarnąć jakąś ciekawą nazwę na dobre piwa, ta powoli zaczyna mnie wkurwiać. Piwo po przelaniu do szkła ma kolor ciemnobursztynowy, pomarańczowy. Piana biała, drobne oczka i znika po jakimś czasie. W aromacie jest prawdziwa PE-TAR-DA. Wiśnie, estry, delikatna brandy. Po kilku głębszych...niuchach wychodzi WINOgrono. Po jakimś czasie pojawia się też taka kruszonka z ciasta. Całość na myśl przywodzi mi ciasto wiśniowe z kruchą kruszonką. No kurwa pachnie nie WOW. Oby nie zjebali tylko smaku. Łyk i jest moc i agresja, jak to mówi na kravce :) . Słodko, ale to bardzo słodko. Gęste i z dużą pełnią. Wino, winogrona, wiśnie oraz babeczka. A może znowu ciasto? Hmm, na pewno jest cukrzycowo. Wysycenie jest niskie, goryczka średnia, ale nie zalega. Alko lekko gryzie, ale nie tak agresywnie jak w poprzednim.
Wine Cake bije Cup Cake zdecydowanie. To jak pojedynek Popka z Pudzianem. Jeden mocny lep i już jest po sprawie.
Do posłuchania wrzucam kanadyjską kapelkę, która od jakiegoś czasu gości w moich słuchawkach. Prosty folk, ale za to jaki wpadający w ucho.
Komentarze
Prześlij komentarz