Myrrys to piąty studyjny album fińskiego zespołu. Grają przyjemny dla ucha melodic death metal. Nie jest to jakieś odkrywcze wydawnictwo, ale ma to coś. Noga sama chodzi i usta nucą fragmenty. Sznyt viking metalu przeplata się z iście balladową gitarą przez całą płytę. Tak jakby ten instrument sam opowiadał swoją historię. Kolejny atut płyty to growling melodyjnie wchodzący w tempo. Brawa dla gitarzysty/ów. Mimo, że nie znam fińskiego, to idę o zakład, iż jest to jakiś koncept album. Coś w stylu biografii wikinga, jego podróże, życie, historie rodzinne, aż po wejście do Valhalli. Największy minus płyty to momentami wokal, brzmi jak ryk zarzynanego wieprza.
Wolfbrigade - Run With The Hunted
Perkusja na tym albumie wyrywa z butów. Schowana, ale słuchając miałem wrażenie, że to ona nadaje tu tempa i charakteru. Płyta normalnie płynie. W pewnym momencie pomyślałem sobie, że już lepiej być nie może a tu proszę, wskakuje wbijające w fotel "Kallocaine". Każdy utwór to klasa, ale gdybym miał wybierać to najlepsze na płycie są "Warsaw Speedwolf", "Dead Cold" oraz wspomniany wcześniej "Kallocaine". Największy minus płyty to...że tak szybko się kończy. Ciężko zaszufladkować płytę. Jest tu crust, punk, hardcore, d-beat. Normalnie mieszanka wybuchowa. Szwedzi nagrali jedną z najlepszych płyt w tym roku.
The Obsessed - Sacred
Podobno to zespół kultowy w niektórych kręgach. Przynajmniej tak mi się udało wygooglować. To jest ich pierwsza płyta od 23 lat. Na płycie znajdziemy dużo oldschoolowych i metalowych riffów, heavy rocka oraz doom metalu. Wydawnictwo dopełniają fantastyczne gitarowe solówki. Gdy dorzucimy do tego wokal, to wychodzi iście piekielna mieszanka od której ciężko się uwolnić. "Sodden Jackal" czy tytułowy "Sacred' to tylko dwa z kilku utworów które pulsują w naszej głowie na długo po skończeniu słuchania.
Novembers Doom - Hamartia
Na początek taka ciekawostka...podobno jest to najstarszy aktywny zespół death doom metalowy w Stanach Zjednoczonych. "Hamartia" to ich dziesiąty studyjny album. Płyta zaczyna się od mocnego "Devils Light", które wypierdala nam soczystego gonga prosto w splot słoneczny. Drugi następuje przy dźwiękach "Plague Bird". Techniczne K.O. Po tych dwóch uderzeniach pozostaje usiąść wygodnie w fotelu i słuchać świdrującego głosu wokalisty. Oprócz typowej doomowej rzeźni na płycie znajdziemy też kilka spokojniejszych utworów. Wszystko to komponuje się ze sobą rewelacyjnie. Polecam!!!
Komentarze
Prześlij komentarz