Opeth - Sorceress
Najnowsze dzieło Opetha to barwna, muzyczna podróż. Jest to scalenie poprzednich płyt w jedną, wielowymiarową. Coś jak lekkość połączona z ogromnym kopem w dupę, co zresztą słychać w tytułowym utworze "Sorceress". Płytę otwiera wspaniały, gitarowy numer "Persephone", coś pięknego. Trwa niecałe dwie minuty, ale daje ogrom radości. Podsumowując, 11 cudownych utworów, których słucha się z zapartym tchem. Mogę troszeczkę przejaskrawiać płytę, no, ale cóż fan może.
Organek - Czarna Madonna
Percival Schuttenbach - Strzyga
Nick Cave & The Bad Seeds - Skeleton Tree
Korn - The Serenity of Suffering
Organek to Toruński zespół w którego w skład wchodzi czterech kolegów. Działają od 20013 roku. Czarna Madonna to ich drugi krążek. Pierwszy, ujmę to tak, no nie zachwycił mnie. Album składa się z 12 utworów i każdy z nich ma w sobie to coś. Płyta to istny blend. Mamy tu blues, folk, rock, a nawet momentami brzmi troszeczkę jak Black Sabbath. Mocne gitarowe riffy, klawisze oraz wybuchowa perkusja. Kolejną zaletą albumu jest wersja tekstowa. Czasami miałem wrażenie, że ich autor uzewnętrznia się aż za bardzo. To czyni płytę autentyczną.
Percival Schuttenbach - Strzyga
Jest to kompilacja starszych utworów, dwóch nowych i jednego coveru ("Wóda zryje banię" Bracia Figo Fagot). Metalowo-folkowa moc połączona z kobiecym śpiewem i męskim growlingiem. Czy potrzeba czegoś więcej? Stary, dobry Percial Schuttenbach.
Nick Cave & The Bad Seeds - Skeleton Tree
Ta płyta to swoista autoterapia Nicka po stracie syna. Płyta jest mroczna, gorzka i przygnębiająca. Ból bardzo dobrze wpływa na wokalistę Złych Nasion, bo dopiero wtedy wychodzi z niego cała maestria. Album sprawia wrażenie minimalistycznego. Słuchając każdego utworu mamy wrażenia jakby wszystkie instrumenty były tylko delikatne muskane. Idealny na zaokienną szarugę.
Jazzpospolita - Live made in China
Podwójny album koncertowy pełen jazzowej energii. Nagrany został w Chinach, podczas ich trasy koncertowej promującej album "Jazzpo". Brudne gitarowe dźwięki poprzeplatane z funky, jazzem. Słucha się tego naprawdę zacnie, szczególnie ze względu gorącej reakcje publiczności.
Korn - The Serenity of Suffering
Powiem tak, stary, dobry KoRn. Po wcześniejszych kilku gównianych płytach wrócił do życia. Ten album to połączenie kilku wcześniejszych albumów z "Take a look in the mirror" i "Follow the leader" na czele. Nisko strojone, warczące gitary, szepty Jonathana i potężne bębny. Ray Luzier godnie zastąpił Davida Silveirę. MOC!
Komentarze
Prześlij komentarz